01 kwietnia 2016

Rozdział 3.

Betowała Grindylow

***

Klaudiusz przewracał się z boku na bok. Nie mógł spać. Poprawił sobie poduszkę, zarzucił nogi na kołdrę, po czym znów się przekręcił. Westchnął. Wsłuchiwał się w terkotanie kołowrotka, w którym biegał chomik. Spojrzał w ciemnościach na komórkę leżącą na szafce nocnej. Sięgnął po nią, by sprawdzić godzinę – dochodziła druga. Znów przewrócił się na drugi bok. Młoda dziewczyna śpiąca obok poruszyła się niespokojnie. Klaudiusz patrzył na nią jakiś czas. W końcu nie wytrzymał i znów sięgnął po komórkę. Wybrał odpowiedni numer, zaczął jak najszybciej pisać wiadomość, by po raz kolejny się nie rozmyślić.
Spałem z tą piegowatą rudą. Stuknął palcem ikonkę wyślij i poczuł się jeszcze gorzej.
Telefon bzyknął cicho, obwieszczając nadejście odpowiedzi. Klaudiusz dobre kilkanaście minut zwlekał z odczytaniem jej. Treść ani trochę go nie zdziwiła, co nie zmieniało faktu, że spotęgowała rozdrażnienie.
Zdajesz sobie sprawę z tego, że jesteśmy już 10 lat po rozwodzie i to, co robisz, zaczyna być po prostu smutne? – napisała Weronika.
Klaudiusz prychnął cicho.
Nie mogłem zasnąć – odpisał zły na siebie, że się jej tłumaczy.
Terkotanie kołowrotka ustało, pojawiło się szuranie trocin. Klaudiusz wstał, rzucając komórkę na pościel. Wciągnął spodnie od piżamy, nasypał Pawełkowi ziarenek do miseczki. Chomik od razu zaczął napychać sobie mordkę.
Wampir opuścił sypialnię. Niespiesznie ruszył szerokim korytarzem wyłożonym długim, perskim dywanem. Na ścianach wisiały obrazy w ozdobnych ramach, sufit dzieliły misternie rzeźbione belkowania inkrustowane złotem, a przestrzenie między nimi zajmowały malowidła przedstawiające sceny biblijne i mitologiczne. Co kilka metrów wisiały pod nim kryształowe żyrandole. Kiedy je wybierali, Antoniusz nalegał na diamentowe, jednak wszyscy zgodnie stwierdzili, że nawet ich nie stać na taki wydatek, dlatego diamentowy żyrandol znajdował się tylko w sali balowej.
Klaudiusz mijał marmurowe rzeźby, antyczne wazy, delikatne szezlongi, wytworne sofy z wolutami i mahoniowe komódki na rzeźbionych nóżkach. Czasem ten przepych i mieszanka stylów go przytłaczała i drażniła, czasem nie mógł nią nacieszyć oczu. Tym razem nie zwracał uwagi na mijane dzieła sztuki. Po szerokich marmurowych schodach wszedł na wyższe piętro. Tam korytarz wydawał się niemal ascetyczny w porównaniu z tym, którym wampir szedł przed chwilą. Marmurowej podłogi przetykanej nefrytowymi płytkami nie krył żaden dywan, obrazy rzadziej wisiały na ścianach, freski miały bardziej stonowane kolory. Na emaliowanych stoliczkach nie stały antyczne bibeloty, lecz całkiem proste wazony z kwiatami, w otoczeniu osobistych drobiazgów mieszkańców. Dzieła sztuki nie stały na każdym kroku, dzięki czemu to piętro wyglądało mniej jak muzeum, a bardziej jak miejsce, gdzie rzeczywiście mieszkają żyjące osoby.
Klaudiusz zatrzymał się przy białych, dwuskrzydłowych drzwiach na końcu korytarza. Bez pukania nacisnął pozłacaną klamkę. Sypialnia króla zawsze robiła na nim dziwne wrażenie. Pomieszczenie urządzone było jak reszta pałacu – renesansowa klasyka, połączona z barokiem, okraszona zabytkami wszelkich epok i kultur. Ale pod białą toaletką z lustrem w zdobnej, złotej ramie stała plastikowa skrzynka z narzędziami, na toaletce obok oryginalnej barokowej szczotki z masy perłowej, kupionej przez Artura w Wenecji pod koniec szesnastego wieku, leżała elektryczna prostownica do włosów i tablet. Na podłodze walały się papierowe szkice jakiegoś nowego projektu Artura, a wśród nich walały się elektroniczne gadżety.
Klaudiusz sprawnie wyminął wszelkie zalegające na podłodze przedmioty i zbliżył się do królewskiego łóżka. Kotary z ciężkiego aksamitu były ściągnięte po bokach, odsłaniając parę leżącą w zielonej pościeli w białe groszki. Klaudiusz westchnął z dezaprobatą na ten widok. Artur spał na brzuchu z ręką przerzuconą przez talię ukochanej i twarzą wciśniętą w jej czarne loki. Klaudiusz zapatrzył się na cienką, srebrną obrożę znajdującą się na szyi na oko trzydziestoletniej kobiety. Ależ on nie znosił tej baby.
Ona nagle poruszyła się i otworzyła oczy. Zamrugała, po czym spojrzała na Klaudiusza. Wampir wyraźnie widział jej niebieskie tęczówki.
– Nie możesz spać? – zapytała szeptem z irytującą troską.
Klaudiusz potrząsnął głową, samemu nie bardzo wiedząc, czy potwierdza, czy zaprzecza. Położył się pod kołdrą obok Artura. Kobieta przekręciła się twarzą do króla, również przekładając rękę przez jego bok. Swoją drobną dłonią odszukała dłoń Klaudiusza i ujęła ją delikatnie. Wampir pozwolił na to z westchnieniem dezaprobaty.
– Co jest? – mruknął Artur przez sen.
– Nic, śpij – odparł Klaudiusz.
– Co? Moje maleństwo nie mogło zasnąć? – Artur czule objął znacznie większego od siebie wampira drugą ręką. Ta pozycja nie mogła być wygodna, jednak Arturowi zdawała się nie przeszkadzać. Soczyście ucałował Klaudiusza i z powrotem wtulił twarz we włosy ukochanej.
Kiedy Klaudiusz obudził się rano, leżał w łóżku sam. Z łazienki dobiegał go cichy szum wody. A duży, stary zegar z kukułką tykał ledwo dosłyszalnie. Dochodziła ósma.
– Witaj, Elżbieto – zwrócił się do kobiety siedzącej na parapecie.
Elizabeth, przez większość nazywana po prostu Elizą, odwróciła się w jego stronę gwałtownie. Przełknęła przeżutą porcję płatków śniadaniowych i uśmiechnęła się ładnie.
– Cześć, Claude. Pada śnieg – zauważyła, z powrotem spoglądając za okno.
Klaudiusz podszedł do niej i mimowolnie pogłaskał po głowie, starał się nie widzieć delikatnej siwizny, którą czarne loki przyprószone były gdzieniegdzie u nasady. Śnieg padał gęsto, dużymi płatkami, pokrywając dziedziniec i drzewa grubą warstwą puchu.
– Jak w bajce, co? – skomentował Klaudiusz.
Eliza przytaknęła.
– Liliana już wyszła z twojego pokoju – powiedziała nagle.
– Skąd ta pewność?
– Byłam w kuchni, spotkałam ją. – Lekko uniosła miskę. – To kiedy wyjeżdżasz?
– Jutro – odparł po chwili milczenia.
– Z Juanem?
– Tak.
– Kiedy wrócisz?
– Nie wiem.
– Ale przed Bożym Narodzeniem?
– Nie wiem. Może. Karm Pawełka, kiedy mnie nie będzie.
– Okej. – Zrobiła pauzę, by przeżuć następną łyżkę płatków. – Będę mogła go sklonować? – zapytała.
– Nie – odparł kategorycznie Klaudiusz. – Skup się na tych swoich płodach.
– Jak chcesz.
Eliza wciąż wpatrywała się w ośnieżony dziedziniec. Klaudiusz z kolei wpatrywał się w nią. Naprawdę jej nie znosił, ale nie zmieniało to faktu, że Eliza była wyjątkowa. Artur ją kochał, już sam ten fakt czynił ją wyjątkową. Klaudiusz przyłapał się na tym, że znów głaska ją po głowie. Eliza spojrzała na niego zaskoczona. Nachylił się, by pocałować ją w usta. Nie oponowała, odwzajemniła pocałunek, zawijając mu długi, jasny kosmyk włosów za ucho.
– Co? – zapytała znów z taką troską, jakby mówiła do dziecka.
Artur wyszedł z łazienki już ubrany, włosy wciąż miał wilgotne.
– Witaj, Claude – rzucił pogodnie i zaczął zbierać projekty rozrzucone po podłodze.
– Hej. – Klaudiusz niechętnie odsunął się od Elizy.
– O której jutro jedziesz?
– Nie wiem. Rano?
Artur wsadził miniaturowy rzutnik interaktywnych hologramów do kieszeni bluzy.
– To uprzedź, odwiozę was na dworzec.
– Zaklepuję kierownicę – rzuciła Eliza z niesmakiem.
Artur pokręcił głową. Klaudiusz odetchnął z ulgą. Eliza w przeciwieństwie do Artura wiedziała jak kierować autem.
– Jak sobie życzysz, Elużnia. Claude, zorientujesz się, czy senat nie podrzucił mi czegoś ważnego?
Klaudiusz przewrócił oczami.
– Nie podrzucili. Ta ostatnia ustawa nie przeszła.
– Dzięki. – Artur cmoknął go w usta, potem pocałował Elizę. – Idę do laboratorium zostawić projekty, dziś mam sporo pracy, więc pewnie dopiero o trzynastej będę dostępny – oznajmił. Kiedy miał wychodzić, przystanął jeszcze na chwilę w drzwiach. – Aha, Claude, postanowiłem jednak sfinansować choinki z prywatnego budżetu – powiedział poważnie.
Klaudiusz załamał ręce.
– Zamierzasz kupić choinki każdemu kościołowi w Polsce z własnej kieszeni?
– Zdajesz sobie sprawę, że spokojnie starczą na to moje przychody z jednego miesiąca?
– A nie sądzisz, że te pieniądze można by spożytkować na coś bardziej wartościowego?
– Jak na przykład złote kinkiety w piwnicy – podsunęła Eliza sarkastycznie.
Klaudiusz zignorował ją ostentacyjnie.
– Jak na przykład rozwiązanie problemu głodu w Afryce? – powiedział.
– Klaudiusz, od pięćdziesięciu lat nie ma już głodu w Afryce – zauważył Artur dobitnie, po czym wyszedł, zostawiając ich samych.
Kiedy Rodzina po drugiej wojnie światowej stopniowo dochodziła do władzy, wprowadzany przez nich system w swych podstawach miał być samowystarczalny, dzięki czemu Artur mógł poświęcać się problemom, które go interesowały, nierzadko na ich rozwiązanie przeznaczając prywatne fundusze. Wszelkie sprawy państwowe załatwiano na znacznie niższych szczeblach władzy i wystarczało, że były pobieżnie nadzorowane przez Artura i jego wampirzych krewnych. Ponadto w mocy króla leżało zatwierdzanie lub odrzucanie uchwał senatu lub projektowanie własnych we współpracy z Klaudiuszem i Weroniką. Niekiedy dochodziły spotkania z przywódcami państw niezrzeszonych, sporządzenie poprawki do konstytucji (co nie zdarzało się często i zwykle wymagało ogólnego zebrania Rodziny) lub skomponowanie jakiejś przemowy, którą narodowi przekazywała rzeczniczka. Większość tych obowiązków Artur dzielił miedzy siebie, Klaudiusza i Aleksandra – marszałka senatu, który pilnował, by stu jeden jego podopiecznych nie rozochociło się za bardzo. W skład senatu wchodziła tylko wampirza i wilkołacza arystokracja – wyodrębniona na podstawie majątku, wieku i doświadczenia. Ludzie nie mieli dostępu do sprawowania władzy na tak wysokich stanowiskach.
Eliza skończyła jeść płatki i odstawiła pustą miskę na parapet.
– Skąd wiedziałaś, że spałem z tą rudą? – zapytał Klaudiusz.
– Ja wiem wszystko, Claude, poza tym zwierzyła mi się.
– Ruda?
– Weronika.
– Zołza.
– Kiedy byłeś z Pawłem, nie informowałeś jej o każdym stosunku – zauważyła Eliza.
Jedna  z wielu niepisanych zasad Rodziny mówiła, że seks z którymkolwiek jej członkiem nie jest zdradą partnera. I choć niemal każdy nowy członek Rodziny zapewniał, że w bliższe stosunki z nikim wchodzić nie zamierza, prędzej czy później lądował w czyimś łóżku. Pary zwykle traktowały tak również seks z kimkolwiek spoza wąskiego grona bliskich. Weronika, która dołączyła do nich stosunkowo niedawno, przyjęła zasadę gładko i niemal bez zastrzeżeń, choć Klaudiusz gotów był zawęzić swe życie erotyczne tylko do niej (tak czy inaczej po ślubie mocno ograniczył swe seksualne ekscesy). Jedyne czego Weronika chciała, to by mąż informował ją o wszelkich stosunkach odbytych poza Rodziną.
– Przypominam, że Paweł nie żyje – powiedział Klaudiusz spokojnie, na wypadek gdyby Eliza o tym zapomniała, a tak naprawdę po to, by pokazać, jak bardzo śmierć byłego kochanka go nie obchodziła.
– Podobnie jak kilku jego poprzedników – dorzuciła zgryźliwie Eliza.
Klaudiusz nie zaprzeczył.
– Nazwałeś chomika jego imieniem – powiedziała Eliza po chwili.
– Wiem, to była chwilowa słabość.
Eliza miała wielką ochotę powiedzieć, że to żałosne, ale w porę ugryzła się w język.
– Czemu jedziesz do Moskwy? – zapytała, zmieniając temat. Już w momencie wypowiadania pytania zdała sobie sprawę, że nie był to dobry wybór.
– Wypocząć. – Powiało chłodem.
– Do Iwana? – wyrwało się Elizie mimo to.
Klaudiusz zacisnął zęby, znów powstrzymał się od komentarza.

5 komentarzy:

  1. Żeby nie zapomnieć,już na początku wypomne ci błąd w drugim rozdziale - napisałaś "pokarze", a powinno być "ż". Poza tym nic nie widziałam. Opowiadanie wciągające, trzyma w napięciu. Masz znakomity styl pisania, normalnie malujesz słowem,a twoje opisy są naprawdę barwne i wciągające. Jedyne, bo bym zmieniła to długość rozdziałów, żeby było kilka fragmentów, ale to tylko moje zdanie :)
    Mam jeszcze pytanie: Jaka jest częstotliwość dodawanych rozdziałów? Bo już nie mogę się doczekać następnego.

    Zapraszam do siebie http://historienadeser.blogspot.com/ ,
    Coco Deer

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, już poprawione :)
      Długość rozdziałów jest raczej stała (choć takich świstków jak rozdział 2. już później prawie nie ma), głównie dlatego że dobrze mi się tak pisze. Zwykle kiedy pisałam długie rozdziały, opka umierały mniej więcej przy trzecim rozdziale, więc teraz chciałam przełamać fatum ;)
      Rozdziałów mam już sporo w zapasie, ale częstotliwość publikowania ich zależy od mojej bety, pewnie wyjdzie na to, że co tydzień albo dwa. Rozdział 4 już się sprawdza, więc myślę, że niedługo go opublikuję.

      Usuń
  2. [SPAM]
    "Lorayne "Lorrie" Stackhouse pracuje w barze Fangtasia jako kelnerka chcąc zapewnić młodszej siostrze godne życie. Z pozoru jest zwykłą dziewczyną jednak jest coś co robi z niej zupełnie niezwykłą istotę. Mianowicie potrafi czytać ludzkie myśli, przez co jest zgorzkniała i czasami chamska. Pewnego dnia zwraca na siebie uwagę swojego szefa, tysiąc letniego wampira i jej życie zaczyna przewracać się do góry nogami."

    Zapraszam na Son Yume no Monogatari.

    Przepraszam za spam, ale czego by człowiek nie zrobił żeby zdobyć czytelników...

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie jestem za dobra w pisaniu komentarzy, ale spróbuje coś wyskrobać. Na twojego bloga trafiłam dosłownie przed chwilą i jedno ci powiem (a raczej napiszę): to opowiadanie jest naprawdę interesujące. Od dłuższego czasu szukałam czegoś w tym stylu. Jestem ciekawa jak dalej potoczy się akcja. Mam nadzieję, że bedziesz je kontynuowała. Postać Klaudiusza przypadła mi do gustu, ale nie wiem jeszcze co mam o nim myśleć :-) Już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, część czwartą prawdopodobnie wrzucę jeszcze dziś. Tyle to trwało, ponieważ musiałam znaleźć nową betę, a na blogu nie chcę publikować niepoprawionych rozdziałów. Jest ich więcej na wattpadzie, ale większość w wersji jeszcze nieoszlifowanej.

      Usuń

Layout by Yassmine