Betowała Grindylow
***
Klaudiusz przewracał
się z boku na bok. Nie mógł spać. Poprawił sobie poduszkę, zarzucił nogi na
kołdrę, po czym znów się przekręcił. Westchnął. Wsłuchiwał się w terkotanie kołowrotka,
w którym biegał chomik. Spojrzał w ciemnościach na komórkę leżącą na szafce
nocnej. Sięgnął po nią, by sprawdzić godzinę – dochodziła druga. Znów
przewrócił się na drugi bok. Młoda dziewczyna śpiąca obok poruszyła się
niespokojnie. Klaudiusz patrzył na nią jakiś czas. W końcu nie wytrzymał i znów
sięgnął po komórkę. Wybrał odpowiedni numer, zaczął jak najszybciej pisać
wiadomość, by po raz kolejny się nie rozmyślić.
Spałem z tą piegowatą rudą. Stuknął palcem ikonkę wyślij i poczuł
się jeszcze gorzej.
Telefon bzyknął cicho,
obwieszczając nadejście odpowiedzi. Klaudiusz dobre kilkanaście minut zwlekał z
odczytaniem jej. Treść ani trochę go nie zdziwiła, co nie zmieniało faktu, że spotęgowała
rozdrażnienie.
Zdajesz sobie sprawę z tego, że jesteśmy już 10 lat po rozwodzie i to, co
robisz, zaczyna być po prostu smutne? – napisała Weronika.
Klaudiusz prychnął
cicho.
Nie mogłem zasnąć – odpisał zły na siebie, że się jej tłumaczy.
Terkotanie kołowrotka
ustało, pojawiło się szuranie trocin. Klaudiusz wstał, rzucając komórkę na pościel.
Wciągnął spodnie od piżamy, nasypał Pawełkowi ziarenek do miseczki. Chomik od
razu zaczął napychać sobie mordkę.
Wampir opuścił
sypialnię. Niespiesznie ruszył szerokim korytarzem wyłożonym długim, perskim
dywanem. Na ścianach wisiały obrazy w ozdobnych ramach, sufit dzieliły
misternie rzeźbione belkowania inkrustowane złotem, a przestrzenie między nimi
zajmowały malowidła przedstawiające sceny biblijne i mitologiczne. Co kilka metrów
wisiały pod nim kryształowe żyrandole. Kiedy je wybierali, Antoniusz nalegał na
diamentowe, jednak wszyscy zgodnie stwierdzili, że nawet ich nie stać na taki
wydatek, dlatego diamentowy żyrandol znajdował się tylko w sali balowej.
Klaudiusz mijał
marmurowe rzeźby, antyczne wazy, delikatne szezlongi, wytworne sofy z wolutami i
mahoniowe komódki na rzeźbionych nóżkach. Czasem ten przepych i mieszanka stylów
go przytłaczała i drażniła, czasem nie mógł nią nacieszyć oczu. Tym razem nie
zwracał uwagi na mijane dzieła sztuki. Po szerokich marmurowych schodach wszedł
na wyższe piętro. Tam korytarz wydawał się niemal ascetyczny w porównaniu z tym,
którym wampir szedł przed chwilą. Marmurowej podłogi przetykanej nefrytowymi
płytkami nie krył żaden dywan, obrazy rzadziej wisiały na ścianach, freski miały
bardziej stonowane kolory. Na emaliowanych stoliczkach nie stały antyczne
bibeloty, lecz całkiem proste wazony z kwiatami, w otoczeniu osobistych drobiazgów
mieszkańców. Dzieła sztuki nie stały na każdym kroku, dzięki czemu to piętro
wyglądało mniej jak muzeum, a bardziej jak miejsce, gdzie rzeczywiście mieszkają
żyjące osoby.
Klaudiusz zatrzymał
się przy białych, dwuskrzydłowych drzwiach na końcu korytarza. Bez pukania
nacisnął pozłacaną klamkę. Sypialnia króla zawsze robiła na nim dziwne
wrażenie. Pomieszczenie urządzone było jak reszta pałacu – renesansowa klasyka,
połączona z barokiem, okraszona zabytkami wszelkich epok i kultur. Ale pod
białą toaletką z lustrem w zdobnej, złotej ramie stała plastikowa skrzynka z
narzędziami, na toaletce obok oryginalnej barokowej szczotki z masy perłowej,
kupionej przez Artura w Wenecji pod koniec szesnastego wieku, leżała elektryczna
prostownica do włosów i tablet. Na podłodze walały się papierowe szkice jakiegoś
nowego projektu Artura, a wśród nich walały się elektroniczne gadżety.
Klaudiusz sprawnie wyminął
wszelkie zalegające na podłodze przedmioty i zbliżył się do królewskiego łóżka.
Kotary z ciężkiego aksamitu były ściągnięte po bokach, odsłaniając parę leżącą w
zielonej pościeli w białe groszki. Klaudiusz westchnął z dezaprobatą na ten
widok. Artur spał na brzuchu z ręką przerzuconą przez talię ukochanej i twarzą wciśniętą
w jej czarne loki. Klaudiusz zapatrzył się na cienką, srebrną obrożę znajdującą
się na szyi na oko trzydziestoletniej kobiety. Ależ on nie znosił tej baby.
Ona nagle poruszyła
się i otworzyła oczy. Zamrugała, po czym spojrzała na Klaudiusza. Wampir
wyraźnie widział jej niebieskie tęczówki.
– Nie możesz spać? –
zapytała szeptem z irytującą troską.
Klaudiusz potrząsnął
głową, samemu nie bardzo wiedząc, czy potwierdza, czy zaprzecza. Położył się pod
kołdrą obok Artura. Kobieta przekręciła się twarzą do króla, również przekładając
rękę przez jego bok. Swoją drobną dłonią odszukała dłoń Klaudiusza i ujęła ją
delikatnie. Wampir pozwolił na to z westchnieniem dezaprobaty.
– Co jest? – mruknął Artur
przez sen.
– Nic, śpij – odparł Klaudiusz.
– Co? Moje maleństwo
nie mogło zasnąć? – Artur czule objął znacznie większego od siebie wampira
drugą ręką. Ta pozycja nie mogła być wygodna, jednak Arturowi zdawała się nie
przeszkadzać. Soczyście ucałował Klaudiusza i z powrotem wtulił twarz we włosy ukochanej.
Kiedy Klaudiusz
obudził się rano, leżał w łóżku sam. Z łazienki dobiegał go cichy szum wody. A
duży, stary zegar z kukułką tykał ledwo dosłyszalnie. Dochodziła ósma.
– Witaj, Elżbieto – zwrócił
się do kobiety siedzącej na parapecie.
Elizabeth, przez
większość nazywana po prostu Elizą, odwróciła się w jego stronę gwałtownie. Przełknęła
przeżutą porcję płatków śniadaniowych i uśmiechnęła się ładnie.
– Cześć, Claude. Pada
śnieg – zauważyła, z powrotem spoglądając za okno.
Klaudiusz podszedł do
niej i mimowolnie pogłaskał po głowie, starał się nie widzieć delikatnej
siwizny, którą czarne loki przyprószone były gdzieniegdzie u nasady. Śnieg padał
gęsto, dużymi płatkami, pokrywając dziedziniec i drzewa grubą warstwą puchu.
– Jak w bajce, co? –
skomentował Klaudiusz.
Eliza przytaknęła.
– Liliana już wyszła
z twojego pokoju – powiedziała nagle.
– Skąd ta pewność?
– Byłam w kuchni,
spotkałam ją. – Lekko uniosła miskę. – To kiedy wyjeżdżasz?
– Jutro – odparł po
chwili milczenia.
– Z Juanem?
– Tak.
– Kiedy wrócisz?
– Nie wiem.
– Ale przed Bożym
Narodzeniem?
– Nie wiem. Może. Karm
Pawełka, kiedy mnie nie będzie.
– Okej. – Zrobiła
pauzę, by przeżuć następną łyżkę płatków. – Będę mogła go sklonować? – zapytała.
– Nie – odparł
kategorycznie Klaudiusz. – Skup się na tych swoich płodach.
– Jak chcesz.
Eliza wciąż
wpatrywała się w ośnieżony dziedziniec. Klaudiusz z kolei wpatrywał się w nią.
Naprawdę jej nie znosił, ale nie zmieniało to faktu, że Eliza była wyjątkowa. Artur
ją kochał, już sam ten fakt czynił ją wyjątkową. Klaudiusz przyłapał się na
tym, że znów głaska ją po głowie. Eliza spojrzała na niego zaskoczona. Nachylił
się, by pocałować ją w usta. Nie oponowała, odwzajemniła pocałunek, zawijając mu
długi, jasny kosmyk włosów za ucho.
– Co? – zapytała znów
z taką troską, jakby mówiła do dziecka.
Artur wyszedł z
łazienki już ubrany, włosy wciąż miał wilgotne.
– Witaj, Claude –
rzucił pogodnie i zaczął zbierać projekty rozrzucone po podłodze.
– Hej. – Klaudiusz niechętnie
odsunął się od Elizy.
– O której jutro
jedziesz?
– Nie wiem. Rano?
Artur wsadził miniaturowy
rzutnik interaktywnych hologramów do kieszeni bluzy.
– To uprzedź, odwiozę
was na dworzec.
– Zaklepuję
kierownicę – rzuciła Eliza z niesmakiem.
Artur pokręcił głową.
Klaudiusz odetchnął z ulgą. Eliza w przeciwieństwie do Artura wiedziała jak
kierować autem.
– Jak sobie życzysz,
Elużnia. Claude, zorientujesz się, czy senat nie podrzucił mi czegoś ważnego?
Klaudiusz przewrócił
oczami.
– Nie podrzucili. Ta
ostatnia ustawa nie przeszła.
– Dzięki. – Artur cmoknął
go w usta, potem pocałował Elizę. – Idę do laboratorium zostawić projekty, dziś
mam sporo pracy, więc pewnie dopiero o trzynastej będę dostępny – oznajmił. Kiedy
miał wychodzić, przystanął jeszcze na chwilę w drzwiach. – Aha, Claude, postanowiłem
jednak sfinansować choinki z prywatnego budżetu – powiedział poważnie.
Klaudiusz załamał
ręce.
– Zamierzasz kupić choinki
każdemu kościołowi w Polsce z własnej kieszeni?
– Zdajesz sobie
sprawę, że spokojnie starczą na to moje przychody z jednego miesiąca?
– A nie sądzisz, że
te pieniądze można by spożytkować na coś bardziej wartościowego?
– Jak na przykład
złote kinkiety w piwnicy – podsunęła Eliza sarkastycznie.
Klaudiusz zignorował
ją ostentacyjnie.
– Jak na przykład rozwiązanie
problemu głodu w Afryce? – powiedział.
– Klaudiusz, od pięćdziesięciu
lat nie ma już głodu w Afryce – zauważył Artur dobitnie, po czym wyszedł, zostawiając
ich samych.
Kiedy Rodzina po
drugiej wojnie światowej stopniowo dochodziła do władzy, wprowadzany przez nich
system w swych podstawach miał być samowystarczalny, dzięki czemu Artur mógł
poświęcać się problemom, które go interesowały, nierzadko na ich rozwiązanie przeznaczając
prywatne fundusze. Wszelkie sprawy państwowe załatwiano na znacznie niższych szczeblach
władzy i wystarczało, że były pobieżnie nadzorowane przez Artura i jego
wampirzych krewnych. Ponadto w mocy króla leżało zatwierdzanie lub odrzucanie
uchwał senatu lub projektowanie własnych we współpracy z Klaudiuszem i
Weroniką. Niekiedy dochodziły spotkania z przywódcami państw niezrzeszonych,
sporządzenie poprawki do konstytucji (co nie zdarzało się często i zwykle wymagało
ogólnego zebrania Rodziny) lub skomponowanie jakiejś przemowy, którą narodowi
przekazywała rzeczniczka. Większość tych obowiązków Artur dzielił miedzy siebie,
Klaudiusza i Aleksandra – marszałka senatu, który pilnował, by stu jeden jego podopiecznych
nie rozochociło się za bardzo. W skład senatu wchodziła tylko wampirza i
wilkołacza arystokracja – wyodrębniona na podstawie majątku, wieku i
doświadczenia. Ludzie nie mieli dostępu do sprawowania władzy na tak wysokich
stanowiskach.
Eliza skończyła jeść płatki
i odstawiła pustą miskę na parapet.
– Skąd wiedziałaś, że
spałem z tą rudą? – zapytał Klaudiusz.
– Ja wiem wszystko,
Claude, poza tym zwierzyła mi się.
– Ruda?
– Weronika.
– Zołza.
– Kiedy byłeś z
Pawłem, nie informowałeś jej o każdym stosunku – zauważyła Eliza.
Jedna z wielu niepisanych zasad Rodziny mówiła, że
seks z którymkolwiek jej członkiem nie jest zdradą partnera. I choć niemal każdy
nowy członek Rodziny zapewniał, że w bliższe stosunki z nikim wchodzić nie
zamierza, prędzej czy później lądował w czyimś łóżku. Pary zwykle traktowały
tak również seks z kimkolwiek spoza wąskiego grona bliskich. Weronika, która dołączyła
do nich stosunkowo niedawno, przyjęła zasadę gładko i niemal bez zastrzeżeń,
choć Klaudiusz gotów był zawęzić swe życie erotyczne tylko do niej (tak czy
inaczej po ślubie mocno ograniczył swe seksualne ekscesy). Jedyne czego Weronika
chciała, to by mąż informował ją o wszelkich stosunkach odbytych poza Rodziną.
– Przypominam, że
Paweł nie żyje – powiedział Klaudiusz spokojnie, na wypadek gdyby Eliza o tym
zapomniała, a tak naprawdę po to, by pokazać, jak bardzo śmierć byłego kochanka
go nie obchodziła.
– Podobnie jak kilku
jego poprzedników – dorzuciła zgryźliwie Eliza.
Klaudiusz nie
zaprzeczył.
– Nazwałeś chomika
jego imieniem – powiedziała Eliza po chwili.
– Wiem, to była
chwilowa słabość.
Eliza miała wielką
ochotę powiedzieć, że to żałosne, ale w porę ugryzła się w język.
– Czemu jedziesz do
Moskwy? – zapytała, zmieniając temat. Już w momencie wypowiadania pytania zdała
sobie sprawę, że nie był to dobry wybór.
– Wypocząć. – Powiało
chłodem.
– Do Iwana? – wyrwało
się Elizie mimo to.
Klaudiusz zacisnął
zęby, znów powstrzymał się od komentarza.
Żeby nie zapomnieć,już na początku wypomne ci błąd w drugim rozdziale - napisałaś "pokarze", a powinno być "ż". Poza tym nic nie widziałam. Opowiadanie wciągające, trzyma w napięciu. Masz znakomity styl pisania, normalnie malujesz słowem,a twoje opisy są naprawdę barwne i wciągające. Jedyne, bo bym zmieniła to długość rozdziałów, żeby było kilka fragmentów, ale to tylko moje zdanie :)
OdpowiedzUsuńMam jeszcze pytanie: Jaka jest częstotliwość dodawanych rozdziałów? Bo już nie mogę się doczekać następnego.
Zapraszam do siebie http://historienadeser.blogspot.com/ ,
Coco Deer
Dziękuję, już poprawione :)
UsuńDługość rozdziałów jest raczej stała (choć takich świstków jak rozdział 2. już później prawie nie ma), głównie dlatego że dobrze mi się tak pisze. Zwykle kiedy pisałam długie rozdziały, opka umierały mniej więcej przy trzecim rozdziale, więc teraz chciałam przełamać fatum ;)
Rozdziałów mam już sporo w zapasie, ale częstotliwość publikowania ich zależy od mojej bety, pewnie wyjdzie na to, że co tydzień albo dwa. Rozdział 4 już się sprawdza, więc myślę, że niedługo go opublikuję.
[SPAM]
OdpowiedzUsuń"Lorayne "Lorrie" Stackhouse pracuje w barze Fangtasia jako kelnerka chcąc zapewnić młodszej siostrze godne życie. Z pozoru jest zwykłą dziewczyną jednak jest coś co robi z niej zupełnie niezwykłą istotę. Mianowicie potrafi czytać ludzkie myśli, przez co jest zgorzkniała i czasami chamska. Pewnego dnia zwraca na siebie uwagę swojego szefa, tysiąc letniego wampira i jej życie zaczyna przewracać się do góry nogami."
Zapraszam na Son Yume no Monogatari.
Przepraszam za spam, ale czego by człowiek nie zrobił żeby zdobyć czytelników...
Nie jestem za dobra w pisaniu komentarzy, ale spróbuje coś wyskrobać. Na twojego bloga trafiłam dosłownie przed chwilą i jedno ci powiem (a raczej napiszę): to opowiadanie jest naprawdę interesujące. Od dłuższego czasu szukałam czegoś w tym stylu. Jestem ciekawa jak dalej potoczy się akcja. Mam nadzieję, że bedziesz je kontynuowała. Postać Klaudiusza przypadła mi do gustu, ale nie wiem jeszcze co mam o nim myśleć :-) Już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału.
OdpowiedzUsuńDziękuję, część czwartą prawdopodobnie wrzucę jeszcze dziś. Tyle to trwało, ponieważ musiałam znaleźć nową betę, a na blogu nie chcę publikować niepoprawionych rozdziałów. Jest ich więcej na wattpadzie, ale większość w wersji jeszcze nieoszlifowanej.
Usuń