Betowała Grindylow
***
– Powinniśmy się rozwieść.
Klaudiusz spojrzał
zaskoczony na swoją piękną, młodą żonę, która tej nocy miała obchodzić sto
pięćdziesiątą rocznicę przemiany. Weronika siedziała przy toaletce, dobierając
biżuterię do eleganckiej, wieczorowej sukni.
– Jest Sylwester,
teraz chcesz o tym dyskutować? – zapytał Klaudiusz zgryźliwie, nerwowo
poprawiając mankiety garnituru.
Za kilka godzin miał
rozpocząć się rok dwa tysiące dziewięćdziesiąty trzeci, a oni zobowiązani byli uczestniczyć
w sylwestrowym balu charytatywnym. Pojawić się tam miała śmietanka wampirzej
arystokracji, w tym senatorowie, członkowie rad niektórych europejskich stolic
oraz Rodzina Królewska, uczestnicząca w balu raz na kilka lat. Klaudiusz
nienawidził takich imprez, a tegoroczna zapowiadała się koszmarnie. Król w tym
roku wypiął się na wszystkich, by spędzić romantyczną noc we dwoje ze swą
ukochaną (Klaudiusz nie znosił tej baby), więc obowiązkiem Klaudiusza jako
wicekróla było go zastąpić, skoro Weronika – królowa – nalegała na udział,
twierdząc, że co by nie zrobili, ta rocznica i tak będzie okropna, a podczas
oficjalnego przyjęcia potencjalnie najmniej rzeczy pójdzie źle.
– Tak – odparła,
siląc się na spokojny ton. – Zanim powiesz coś, co zmieni moje zdanie na kolejne
lata.
– No tak… – Klaudiusz
westchnął ze zniecierpliwieniem. – Jesteś pewna, że to przemyślałaś?
– Jestem pewna.
– Przecież to
praktycznie nic nie zmieni – burknął.
– Dla mnie zmieni – upierała się.
– Co? Co konkretnie
zmieni? Przeniesiesz się do pokoju na drugim końcu korytarza? Będziemy uprawiać
seks dwa razy rzadziej niż zwykle? Nie potrzebny nam do tego rozwód.
– Pomóż mi to zapiąć. – Podała mężowi diamentową kolię. On prychną ze złością, ale zgodnie z prośbą
zapiął kolię na jej szyi.
– Więc? – nerwowo
ponaglił kobietę.
Westchnęła, wyraźnie
nie mogąc zebrać myśli. Otwierała i zamykała usta. Klaudiusz usiadł w fotelu.
Czekał, aż Weronika zbierze się w sobie.
– Chodzi o ciebie czy
o mnie? – nie wytrzymał.
– O ciebie – odparła
natychmiast.
Po raz pierwszy w tej
rozmowie usłyszał w jej głosie niezachwianą pewność.
– Kurwa – skomentował
cicho. – Dawaj, przyjmę to na klatę – rzucił pretensjonalnie swobodnym tonem.
– Bądź poważny – ofuknęła go bez przekonania.
– Jestem, więc o co
ci chodzi?
Weronika nerwowo
oblizała usta.
– Nie chcę czuć się
odpowiedzialna za to, co robisz – powiedziała.
Klaudiusz patrzył na
nią zaskoczony.
– Że co proszę?
Wampirzyca
przeczesała jasne włosy palcami, nieco psując idealną fryzurę.
– Claude, kocham cię,
potrafisz być cudowny, ale… – westchnęła i rozpoczęła tyradę.
Klaudiusz był za
stary, by nie zadawać sobie sprawy ze swych wad i za stary, by próbować się
zmienić. Jednak wciąż słowa kobiety bolały bardziej, niż mógłby się spodziewać.
Kiedy zaczęli się spotykać, przechodził jeden z lepszych okresów, więc Weronika
poznała go od najlepszej strony. Miał nadzieję, że dzięki temu przełknie jakoś
tę gorszą. Być może ona sama sądziła, że da radę, że on się dla niej zmieni. Nie
do końca zdawała sobie sprawę, z czym wiąże się małżeństwo z mężczyzną
kilkadziesiąt razy od niej starszym. Klaudiusz nigdy nie był dobry w stałych
związkach, jednak miał nadzieję, że z Weroniką będzie inaczej, lepiej, że w
końcu mu się uda kogoś przy sobie zatrzymać.
– Uprzedzałem cię, że
tak będzie – zastrzegł, kiedy zrobiła pauzę.
– Pamiętam,
uprzedzałeś, twoja rodzina też – przyznała spokojnie. – Uwierzyłam, myślałam,
że to zniosę, ale wybacz – nie jestem w stanie – podkreśliła dobitnie.
– Więc to twoja wina – stwierdził Klaudiusz z dziecinnym przekonaniem.
Weronika zgrzytnęła
zębami. Zmarszczyła gniewnie brwi. Wyraźnie chciała powiedzieć coś
nieprzyjemnego, ale się powstrzymała.
– Nie – stwierdziła
tylko.
– Ale czym się
przejmujesz? Nie masz na to żadnego wpływu – żachnął się.
– To też jest jeden z
głównych problemów tego związku.
Klaudiusz znów
westchnął, tym razem z nieskrywanym żalem. Zapadł się w fotelu, jakby na
ramiona właśnie spadł mu przytłaczający ciężar. Nie po raz pierwszy czuł się w
ten sposób, tym razem doszła narastająca panika, którą zdusił w sobie szybko. Patrzył
na poważną twarz Weroniki. Dopiero niedawno jej trupioblada skóra zaczęła nabierać
kolorów, nienaturalny blask oczu zelżał nieco, a zbyt idealne ruchy powoli
stawały się naturalniejsze.
– Nie patrz tak na
mnie – jęknęła Weronika. Głos jej się załamał.
– Przepraszam. – Klaudiusz
odwrócił wzrok. Potarł skroń, nagle potwornie zmęczony. – Wróćmy do tego jutro,
jeszcze przyjęcie przed nami – powiedział spokojnie.
Weronika skinęła głową.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz